poniedziałek, 23 lipca 2012

Młyn pod Mariaszkiem...czyli opinie wyjazdowe

W pierwszych słowach mego listu...przepraszam za dość długą nieobecność, ale wiecie, Euro te sprawy. Jakoś tak wyszło. Mam nadzieję, że moi wierni  czytelnicy (tu zwracam się do tych 5 osób) są w stanie mi to wybaczyć...a teraz:

Opinia dla podróżujących na północ naszego kraju, a dokładnie trasą E7 w kierunku Gdańska. Tuż przed Ostródą znajduje się knajpa o swojsko brzmiącej nazwie "Młyn pod Mariaszkiem". Tak, tak moi drodzy. W Ostródzie można zjeść w innym miejscu niż McDonald's, i to jak zjeść.
Lokal zapewne jakich wiele. Wnętrze to zasadniczo zbieranina różnych, o dziwo pasujących do siebie mebli z pobliskiego antykwariatu. Jest domowo i przytulnie. Restauracja podzielona jest na dwie sale. Jedna ciemna, bardziej w klimacie wiejskim, druga  przeszklona w stylu a'la "krakowska graciarnia". W okresie letnim oczywiście stoliki wystawione są także w ogródku, gdzie konsumpcję umili nam szum przelewającej się przez  młyn wody. Ale do rzeczy.
U Mariaszka byłam w letnią sobotę, w porze obiadowej, więc chyba najgorszą porą na spokojny obiad. Gości owszem było dużo, ze względu na godzinę i położenie lokalu, ale udało nam się znaleźć miejsce. Z resztą nie zauważyłam, żeby ktokolwiek z pojawiających się nowych gości czekał długo na stolik.
Długo natomiast trzeba było czekać na menu, które ostatecznie sama musiałam sobie dostarczyć. Ale co tam.
Gdyby ktoś zapytał się co można tam zjeść, tylko z pozoru wydawałoby się, że właściwie to co w każdej restauracji z kuchnią polską. Bo w karcie są pierogi, naleśniki, placki ziemniaczane, dania mięsne i ryby. Właściwie standard. Jednak Kucharz układający menu wykazał się ponadprzeciętną inwencją i każde z wymienionych wyżej dań po prostu wymyślił na nowo.
Więc po kolei próbowałam:
1. Zupy kurkowej - właściwie domowa grzybowa, smaczna, może nie rewelacyjna, ale podana z ziemniaczkami i dużą ilością grubo krojonych kurek, które zdaje się trzymane były wcześniej w sosie/marynacie (12 zł porcja jest duża).
2. Tatar z pstrąga z musztardowo-miodowym sosie (18 zł). Świeża ryba z ogórkiem, bardzo dobry plus.
3. Bezapelacyjna rewelacja - orkiszowe pierogi z mielonym mięsem kaczki, podsmażane i polane przyzwoitą porcją duszonych maślaków (22 zł). Miód i delicje...
4. Placki ziemniaczane z cukinią w wariancie z wędzonym łososiem lub z polędwiczkami i grzybami. Placki są dobrze usmażone, nie tłuste, smaczne (jeśli mnie pamięć nie myli w okolicach 28 zł). Dla mnie smaczniejsza opcja z polędwiczkami.
6. Żeberka w miodzie (ceny nie pomnę:) Poprawne, może troszkę za twarde, ale dobrze umarynowane.
Do tego domowe dodatki typu mizeria/buraczki/surówki, które niestety należy zamówić dodatkowo.
Na letnie upały lemoniada z miodem albo domowa herbata mrożona z miętą.
Jedynym słabym punktem Mariaszka są desery. Sernik z wiśniami był albo "wczorajszy" albo po prostu niezbyt udany. Creme brulee był za pewne ok, chociaż ja osobiście nie przepadam za tym deserem. W każdym razie miał chrupiącą wierzchnią warstwę.
Podsumowując: jedzenie choć domowe, wymyślone jest w bardzo oryginalny sposób, inaczej. Porcje są duże i można zaspokoić nawet ten duży głód. Ceny nie są zbrodnicze, a nawet byłabym w stanie dopłacić, żeby takie pierogi z kaczką dostać w Warszawie, może nadejdzie kiedyś ten dzień...











Wyświetl większą mapę