środa, 23 maja 2012

Burger Bar

Ok, niby jestem na diecie, niby jem tylko serki wiejskie. Przyznaję się, że nie wytrzymałam i z ciekawości wybrałam się do Burger Baru na Pułwskiej/róg Olkuskiej. I nie żałuję. Miejsce grzechu warte.
Niepozorna  budka usytuowana między kebabem a innym rzemieślniczym zakładem, może wydawać się niepozorna. 
Zamawiamy wybierając z propozycji wypisanych kredą nad barem. Wybieramy cheeseburgery, zamawiając je u postawnie wyglądającego Pana. Następnie, wśród rozgorączkowanego tłumu oczekujemy 40 minut na nasze zamówienie. Rzutem na taśmę zdobywamy miejscówkę przy stoliku.
Ale z chwilą gdy zatapiam swoje usta w hambuxie wiem, że było na co czekać. Mięso jest świeże, idealnie wysmażone. W jedną chwilę przenoszę się w najdalsze zakątki USA z idealnie przyrządzonym i doprawionym hamburgerem. Wszystkie inne warszawskie burger bary chowają się w kąt. Pyszne dodatki tworzą spójną całość. Po prostu musicie spróbować!!! Koniecznie i jak najszybciej!!!
P.S. Gorące pozdrowienia dla Jacka Jędrasika, ponoć stałego klienta Burger Baru!;)  

lokalizacja: Warszawa, ulica Puławska 74/80 wejście od Olkuskiej (na wysokości Dolnej)
Uwaga: z napojów do wyboru woda lub cola!

środa, 9 maja 2012

Wódka Bar

A oto zaległa relacja z tour de wódka bar Warsaw. Uwaga! Lojalnie uprzedzam, aby w każdym z odwiedzonych barów wypijać co najwyżej dwa kieliszki zacnego trunku! W przeciwnym razie następny dzień może upłynąć na mocno zwolnionych obrotach (co spowoduje, że na każde zadane pytanie odpowiadasz z dwuminutowym opóźnieniem i właściwie wszystko ci jedno;)
W stolycy od tzw. wódka barów aż pełno. Właściwie tym mianem możemy określić każdy lokal z koncesją na alkohol. Chodzi jednak o te, do których nawet damy (jak my) wybierają się z zamiarem przechylenia pięćdziesiątki. Pominę klasyka tj. Zakąski Przekąski, gdzie cytując kolejnego klasyka Pan Roman troskliwie patrzy jak przeżuwasz białą kiełbaskę. Wiadomo, tam zawsze. 
Zaczynamy zatem w Śródmieściu od Bufetu Centralnego. Trzeba się nieco natrudzić, żeby znaleźć to miejsce usytuowane na tyłach Novotelu, na Żurawiej (wejście od Parkingowej). Lokal jest surowy. Zimne światło i białe kafelki przypominają nieco klimat dawnego sklepu mięsnego. Odpowiednia atmosfera do zamówienia przy barze pierwszych kieliszków. Wódka smaczna, zimna. W karcie przekąski naprawdę wymyślne jak na ten rodzaj lokalu. Są zimne przystawki takiej jak śledź w śmietanie (14zł), ale też tatar z pstrąga (16zł). Są i dania główne: szczupak, drób, żeberka, cielęcy sznycel (ceny dań głównych od 25 zł do 35 zł). Jest węgierska zupa rybna (12 zł). Jak głosi menu, dania z karty wydawane są do 24:00 plus przekąski zimne i ciepłe do 2:00. Bufet jest przestronny, łączy nowoczesność z wyczuwalnym duchem minionej epoki.  Fajne miejsce na zaprawkę przed, albo samą imprezę.







Idziemy dalej w kierunku palmy na de Gaulle'a. Obok Empiku na Nowym Świecie jest Pijalnia Wódki. Miejsce zdecydowanie mniejsze i zdaje się aspirujące do standardu Zakąsek. Klimat może podobny, bo ze względu na mały metraż ciężko nie ocierać się o innego człowieka, czy nie przeprowadzić jakiejś życiowej rozmowy. Nie wiem czy akurat tak trafiłyśmy, ale wódka była zła. Po drugim kieliszku wychodzimy. Pijalnia Wódki jest zdaje się sieciówką, a jej oddział w Krakowie wcale nie zmienił mojego raczej złego o niej zdania. No i pasztet rozczarował, suchy, niezachęcający. Plusem jest to, że każdy napój alkoholowy czy nie za 4zł, a jedzonko za 8 zł.






Rozpoczynam długą przeprawę na Pragę. Jak sądzimy dobrze nam to zrobi, nie myślcie sobie, forma jest. Skręcamy w Ząbkowską i ze względów sentymentalnych wstępuję do Łysego Pingwina. Kultowe miejsce. Koniecznie odwiedźcie, chociaż samo wnętrze może nie zachwycać. 
Dochodzimy do najodleglejszego punktu naszej wędrówki, tj. do Czystejojczystej. Lokal znajdujący się w dawnej fabryce wódki Koneser. Czego chcieć więcej. Tradycja i nowoczesność;) Bar zastawiony jest setkami butelek z najróżniejszymi wódkami. W lokalu jest jakaś impreza więc siadamy na zewnątrz. Otoczone starą fabryką czujemy klimat starej Warszawy. To jest to. Wódka dobra, lokal ładny (nie wiem czemu dużo barów z wódką ma lekko szpitalny klimat, a może to styl a'la izba wytrzeźwień?), ludzie ciekawi, tańce i hulanki. Gdyby tylko wypić o jeden kieliszek mniej...;)









lokalizacja:
Bufet Centralny: Żurawia 32/34
Pijalnia Wódki i Piwa: Nowy Świat 19a
Czystaojczysta: Ząbkowska 27/31

niedziela, 6 maja 2012

Kraków, czyli gościnne występy part I

Zalet Krakowa nikomu nie muszę przedstawiać. Jest pięknie. Nie będę zatem tworzyła własnego przewodnika po zabytkach, ale prezentuję - jakżeby inaczej - parę fajnych miejsc z jedzeniem. A będą to knajpki - z jednym małym, ale smacznym wyjątkiem - zlokalizowane na Kazimierzu.
Zaczynamy od śniadania. Na śniadanie udajemy się do lokalu, o nazwie mówiącej sama za siebie, czyli do BAGELMAMY. Z ulicy Szerokiej skręcamy w kierunku ulicy Dajwór, kierujemy się na prawo, a tam już za parę metrów czeka dość niepozorna z zewnątrz malutka kawiarnia serwująca bajgle w praktycznie każdym wydaniu. Możemy wybrać rodzaj samego chleba (graham, z sezamem, z makiem etc.) oraz jedną z proponowanych opcji podania (na słodko, słono, na ostro, łagodnie) lub samemu stworzyć swoją wersję. Jestem pewna, że każdy znajdzie coś dla siebie. Bajgle są świeże i solidnie wypchane dodatkami.





Propozycje obiadowe są dwie. Zostając dalej na Kazimierzu idziemy do SATORI na rogu ulic Jakuba i Szerokiej. Szyld mówi, że znajdujemy się w Cafe/Bistro. Proponuję dopytać się o zupę dnia, którą w dniu naszej wizyty był krem marchwiowo-cytrynowo-imbirowy. Sałatki dobre. Pyszne makarony, zdaje się produkcji domowej. Porcje jednak nie duże. Smacznie. Makaron i świeży sok z pomarańczy 26 zł.






Wychodzimy z Kazimierza. Idziemy w kierunku Starego Rynku. Na ulicy Św. Tomasza, właściwie na Placu Szczepańskim znajduje się TRUFLA. Pozycja obowiązkowa, bo rekomendowana w przewodniku Michelin na 2012 rok. Ceny przystępne. Pasty od 25 zł do 30 zł. Pyszna krem z papryki z kiełbasą hiszpańską za 8 zł. Uszy się trzęsły. Wnętrza jasne, domowe. Porcje duże. Same plusy. No, może minusem jest to, że w lokalu jest dosyć duszno. Otwarta na restaurację kuchnia robi swoje. Koniecznie odwiedźcie TRUFLĘ.



Ponadto absolutnie, koniecznie i obowiązkowo w Krakowie odwiedzić należy pierogarnię VINCENT na ulicy Bożego Ciała. Jestem tam przy każdej wizycie w Krakowie. Takich pierogów nie ma nigdzie indziej. Od ilości i różnorodności nadzień kręci się w głowie. Dla mnie hitem są te z wątróbką, cebulą i jabłkiem. Są serowe, warzywne, owocowe, bardziej klasyczne jak z mięsem czy ruskie. Pychota. No i 10 całkiem sporych pierogów za 15 zł to też rzadkość. 
Krakowskich fajnych miejscówek jest naprawdę sporo. Radzę poszukać czegoś na Kazimierzu lub choć odrobinę oddalić się od Starego Rynku. Pyszny weekend;)