wtorek, 7 lutego 2012

Beirut Hummus&Music Bar


            W końcu udało nam się znaleźć stolik w Beirucie na Poznańskiej. Mimo poniedziałkowego wieczoru jest tłoczno. Stoliki dla większej liczby osób już dawno zajęte, więc trzeba się nakombinować, żeby przy dwuosobowym stoliku usiadły trzy. Wnętrze ciemne i ciepłe, rozświetlone tu i ówdzie pojedynczym snopem światła. Lokal jest stosunkowo mały, podzielony na dużą salę z barem, wysokimi stolikami i miejscówką dla dj’a (w weekendy potańcówki) oraz mniejszą, gdzie stoliki stoją naprawdę blisko siebie. Ciężko jest nie słyszeć rozmów sąsiadów, więc ciężko też czasem powstrzymać się od komentarza czy małego wtrącenia do dyskusji. Tworzy to ogólnie luźną atmosferę. Czujesz się trochę jak na domówce u znajomych.
            Przejdźmy do jedzenia. Zamawiamy przy barze, nad którym wywieszone jest menu podzielone na hummus, dania wegetariańskie, dania mięsne, desery oraz różnego rodzaju napitki. Postanowiłam poradzić się obsługi w kwestii wyboru hummusu, jako że kuchnia libańska jest mi delikatnie mówiąc obca. Po wywołaniu numerka odbieramy nasze zamówienia. Zamówiłyśmy hummus z „ciecierzycą i rukolą”, podany z pitą dla każdej z nas. Jest dobrze przyprawiony i stanowi świetną przekąskę do piwa. A piwa w Bejrucie rozmaite. Ja postawiłam na lane pszeniczne – delikatne w smaku – zaś obecne tego wieczora: D. na butelkowane jęczmienne (Vedett), P na lane jęczmienne. Opinie jak najbardziej pozytywne.
            Dania główne. Rozmiarowo niewielkie. Właściwie wszystko co zamówiłyśmy gramaturą odpowiada raczej przekąskom, niemniej jednak można zaspokoić głód. Wybrałam bakłażana z granatem…pyszność. Bakłażan jest grillowany, polany jogurtowo – miętowym sosem, przybrany listkami mięty i posypany ziarenkami granatu. Wszystko razem tworzy interesujący, prawdziwie bliskowschodni smak. Dziewczęta postawiły na falafel mix, tj. kulki falafela z dwoma dressingami, sałatką z pomidorów, oliwek i fety oraz porcją pity. P. określiła danie jako ostre. Dla mnie sam falafel (dosyć mdły) ratowały smaczne dressingi.
            Poszłyśmy na całość zamawiając deser.  Do wyboru lody z chałwą i sezamem, sorbet cytrynowy oraz tajemniczy Beirut cake. Wybrałyśmy to ostatnie, które okazało się tartą pokrytą warstwą kajmaku, czekolady (bardziej mlecznej niż gorzkiej) przybraną sosem z białej czekolady. Zapowiadało się słodko, ale czyż nie z tym właśnie smakiem kojarzy się kuchnia arabska? Koniec końców ciastko również dostało 5 z plusem:) Zdecydowanie nie za słodkie stanowiło świetne ukoronowanie wyżerki (doprawionej porcją daktyli).
            Podsumowując: ciekawe miejsce wprowadzające nową jakość na scenie warszawskich lokali. Ileż przecież można zagryzać piwo orzeszkami, paluszkami tudzież innymi słonymi przekąskami. Polecam to miejsce na fajny wieczór przy piwku z różnych stron świata z przepysznym hummusem.

lokalizacja: Warszawa, Poznańska 12 (vis a vis TelAviwu;)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz