niedziela, 12 lutego 2012

Prosta Historia



        Prosta historia pojawiła się w moim kulinarnym życiorysie parę miesięcy temu. Odkryłam ją podczas Święta Saskiej Kępy. Zaintrygowały mnie zarówno zapachy płynące z kuchni jak i fakt, że zdobycie stolika było całkowicie niemożliwe. Postanowiłam, że zalety tej knajpki zgłębię w terminie późniejszym, licząc na mniejsze obłożenie lokalu. Warto było czekać, bo kiedy pewnego wiosennego popołudnia udałam się do małego bistro na Francuskiej nr 24, całkowicie mnie oczarowało. Wystrój określiłam jako skandynawski. Proste drewniane stoły i podłoga nadające miejscu ciepła, plastikowe krzesła, białe ściany sporadycznie okraszone elementem dekoracyjnym w postać designerskiego napisu. Lampy i solniczki rodem z warszawskiego tagu na Kole, duże okna, nadające małemu metrażowi tego miejsca dużą przestrzeń. Spodobało mi się.
           


























      































           Menu w postaci paru kartek przyczepionych do biurowej podkładki oferowało startery w stylu włoskim, zupy, sałaty, makarony (!) burgery, oraz dania główne (np. steak). Szczerze mówiąc - do ostatniej soboty - z karty dań nie wyszłam poza startery i makarony. Bo makarony w Prostej Historii... prima sort! Wiele razy, zachwycona tym miejscem i świadoma tego, że zjem tam z pewnością smacznie polecałam te bistro znajomym i zabierałam tam tych pozawarszawskch. Gdzie więc mogłam udać się w ostatni piątek wraz z jakże zacnymi gośćmi?:)
         
          Przystąpiłyśmy do zamówienia. Jako starter (oraz aby uśmierzyć głód) zamówiłyśmy duży talerz włoskich przekąsek w postaci prosciutto, suszonych pomidorów, oliwek, kaparów, sera Grana Padano, salsiccia. Według zeznań moich współtowarzyszek można było przez chwilę poczuć się jak w Toskanii. Jako danie główne poleciłam makarony. Wybrałyśmy Riviera Bianca (tagiatelle ze świeżym szpinakiem, serem gorgonzolla, odrobiną śmietany oraz orzechami włoskimi) i Verde Rosso (makaron typu spaghetti na czosnkowej oliwie ze świeżym szpinakiem i suszonymi pomidorami, posypany serem). Pasty i tym razem nie zawiodły. Były jak zwykle smaczne, lekkie i aromatyczne. Bardzo lubię ten moment po podaniu zamówienia, kiedy wszyscy próbują swoje dania, zapada chwila milczenia, następuje porozumiewawcze spojrzenie na drugą osobę i...wszystko jasne, smakuje!
        Ja, znając już smak tamtejszych makaronów postawiłam na sałatkę Halloumi: mix sałat z ruccolą, melon, ser haloumi i musztardowo-mleczny dressing. Niestety sałata okazała się lekkim rozczarowaniem. Niczym nie zaskoczyła, a poprzeczka zawieszona przez znane już pozycje z menu pozostała nienaruszona.
       Do kolacji piłyśmy białe chilijskie wino Nuviana. I jeśli chodzi o wina w Prostej Historii, to w ciemno można zamawać każde z proponowanych w karcie, bo są zwyczajnie dobre!
      Niestety, jako, że w Prostej historii byłam już kolejny raz, zauważam mały spadek formy tego lokalu. Puste skandynawskie ściany, tworzące klimat tego miejsca  zapełniają się powoli różnego rodzaju obrazkami, co niestety pomniejsza optycznie pomieszczenie, które staje się odrobinę przytłaczające. Karta zapełnia się natomiast niezliczoną ilością burgerów, co może sugerować, że kuchnia zaczyna stawiać na fast food zrywając z filozofią slow food.
Mimo wszystko, dam Prostej historii jeszcze jedną szansę przy nadarzającej się okazji, chociażby po to, żeby spróbować tych wariacji na temat prostego hamburgera. Mocne cztery plus.


lokalizacja: Warszawa, ul. Francuska nr 24






































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz